czwartek, 23 października 2014

Rewolucja według Ludwika tom 1 - Kaori Yuki




Tytuł: Rewolucja według Ludwika
Tytuł alternatywny: Ludwig Kakumei
Autor: Kaori Yuki
Tom: 1
Wydawnictwo: JPF
Liczba stron: 184
Ocena: -5/6





Kaori Yuki znana jest już polskiemu czytelnikowi z wydanej przez J.P.Fantastica serii Angel Sanctuary, która porusza trudną tematykę kazirodczej miłości i zestawiała ją z piekielno-niebiańskim dramatem. Bogata w detale kreska mangaki, jej piękne kobiety oraz często urodziwi mężczyźni mają w naszym kraju zarówno licznych zwolenników, jak i grono przeciwników, a zapewne obie te grupy powiększają się o nowych członków właśnie teraz, kiedy Kaori Yuki znowu pojawiła się na naszym rynku, co pozwala na poznanie jej osobom, które wcześniej z jakiś powodów nie miały z nią do czynienia. Przyznam, że informacja o wydaniu Rewolucji według Ludwika bardzo mnie ucieszyła, chociaż jednocześnie żałuję, iż tytuł ten pojawił się u nas tak późno. Czy nasz rynek mangi, zdominowany przez tytuły świeże, nie zawsze ambitne, jest gotowy na jej powrót? Cóż, na to pytanie może odpowiedzieć nam tylko Wydawnictwo.

Dawno, dawno temu, za górami, za lasami, za siedmioma rzekami, czyli po prostu wszędzie i nigdzie, w pewnym królestwie żył sobie urodziwy, leniwy, zupełnie nieprzydatny książę imieniem Ludwik. Natura obdarzyła go niemal kobiecą urodą, potwornie wielkim ego i okropnym charakterkiem, co doprowadzało do pasji jego ojca. Któregoś dnia, król nie wytrzymał i postanowił wyrzucić syna z domu stawiając mu ultimatum: jeśli chce wrócić to tylko z żoną. I tak, nasz uciążliwy książę w asyście swojego wiernego sługi, Wilhelma, wyrusza w podróż po odległych królestwach w poszukiwaniu kandydatki na żonę. Okazuje się, że tych nie brakuje: piękna królewna o skórze białej jak śnieg, ustach czerwonych jak krew i sercu czarnym jak heban; uśpiona od lat piękność spoczywająca w chronionym przez czary zamku; urocza, cycata dziewczyna, którą ojciec pragnie wydać za wzbudzającego lęk Sinobrodego. Panie i Panowie, rolnik... tfuj! książę szuka żony!

Bracia Wilhelm i Jacob Grimm spisali i wydali swoje baśnie na początku XIX wieku, a ich odbiorcami mieli być dorośli, co naturalnie miało wpływ na formę poszczególnych historii, jak i na ich zakończenie. Wydane przez nich baśnie bezsprzecznie zapewniły im swoistą nieśmiertelność, jako że właśnie za ich sprawą są oni dziś znani każdemu, bez względu na wiek czy płeć. Niemniej jednak, współcześnie Baśnie Braci Grimm są na ogół uważane za zbiór historyjek z morałem, które rodzice czytają dzieciom do snu, zaś prawdziwy przekaz poszczególnych baśni został zatracony. To przykre, jednakże jest dla nas nadzieja, ponieważ coraz częściej powraca się do tematu prawdziwego znaczenia tych historii, zaś twórcy czynią z nich fundament swoich własnych dzieł – książek, filmów, seriali. Podobnie baśnie potraktowała Kaori Yuki, która powróciła w nich do tematyki seksu, nienawiści, gry psychologicznej oraz śmierć, a więc znalazła się dużo bliżej oryginału niż chociażby Walt Disney. Przyznaję, że dla mnie jest to niezwykle istotnym elementem Rewolucji według Ludwika, jako że prawdziwe znaczenie baśni oraz ich współczesne wersje to moja ogromna słabość.

Teraz może ociupinkę o głównym bohaterze serii i jego zwierzaczku, czyli o samym księciu Ludwiku oraz o jego wiernym służącym. Przede wszystkim należy oddać mangace cześć za sposób, w jaki stworzyła księcia. Jego uroda, sposób ubierania się, podejście do życia, a nawet bardzo wyjątkowe zainteresowanie kobietami (o ile można je jeszcze nazywać kobietami) są tym, co przyciąga czytelników do Ludwika, ale jednocześnie może szokować i wywoływać oburzenie u zapalonych katolików, którzy niechybnie dojrzą w Ludwiku esencję tego z czym aktualnie walczą. Tak czy siak, mi jego ekscentryczność i wyjątkowość w pełni odpowiadają, a muszę zauważyć, iż Ludwik jest postacią, która silnie kojarzy mi się z serialowym Sherlockiem Holmesem z BBC – tak, to ten psychicznie niestabilny typ, który rozkręca historię i czyni ją bardziej interesującą. Zresztą, serialowy John Watson również ma swoje mangowe odbicie, które dostrzeżemy w Wilhelmie – poczciwym nieszczęśniku, bez którego nasz bohater zwyczajnie by się w tym świecie zagubił. Cóż, nasz służący niewątpliwie jest kimś ważnym dla księcia, ale na chwilę obecną nie wnosi niczego do historii. Mimo wszystko, da się go lubić i na pewno mógłby mieć swoje prawdziwe pięć minut w Rewolucji według Ludwika. Warto również zauważyć, iż zarówno ten duet, jak i inne pojawiające się w mandze postaci są źródłem sporej dawki humoru, którego nie spodziewałam się tutaj znaleźć. Czy wychodzi to mandze na dobre? Raczej wstrzymam się z odpowiedzią.

A teraz chwilka dla filozofii życia, czyli: dar versus genetyczne dziedzictwo, ciężka praca. Kaori Yuki jako jedna z naprawdę nielicznych osób porusza ten temat, za co należą jej się wielkie brawa, nawet jeśli traktuje go raczej wybiórczo. Po pierwsze, w jednym z rozdziałów Ludwika widzimy zestawienie „prezent” vs. genetyka. Mangaka wydaje się traktować to w swojej mandze jako dwie zupełnie różne od siebie rzeczy, ale przyznam, że dla mnie to jedno i to samo. Nie oszukujmy się, nad swoim genetycznym dziedzictwem wcale nie pracujemy, ale zwyczajnie otrzymujemy je od rodziców. Jeśli w rodzinie każdy był zniewalający i szczupły, to dziecko nie ma po kim odziedziczyć fizjonomii niedźwiedzia. Jaki jest więc sens w podziwianiu kogoś kto zwyczajnie nie może być brzydki sam z siebie? I idąc dalej tym tropem, jeśli podałeś/aś się do tego mniej urodziwego rodzica to nie zmienisz tego, ale możesz to poprawić. Jeśli zdołasz brzydotę lub przeciętność zamienić w coś przyjemniejszego dla oka, to właśnie wtedy zasługujesz na uznanie. Wtedy dopiero podziw ma sens. Wiąże się to z drugą stroną poruszanego przez autorkę tematu, czyli dar vs. ciężka praca. I tutaj mogę przyznać Kaori Yuki rację, gdyż wyniki w nauce i praca nad intelektem w o wiele większej mierze zależą od indywidualnych starań człowieka. Można być w prawdzie bardziej lub mniej utalentowanym, ale w każdym przypadku zaczyna się i tak od zera. Jako przeciętniak od a do z po prostu musiałam zwrócić na to uwagę i chwała niech będzie mangace za to, że stworzyła bohaterkę, która przejmuje się takimi sprawami.

Na koniec wielkie „hę?!” tego tomu, a więc pytanie: czy nasz szukający żony Ludwik naprawdę się zakochał? Podejrzewam, że część osób może temu zaprzeczać, inni pewnie woleliby przychylić się do tej bardziej romantycznej wersji. Osobiście mogę tylko skrzywić się na myśl o takim niepotrzebnym sentymencie u głównego bohatera i odetchnąć z ulgą na myśl o jego prawdopodobnej wybrance, chociaż zdecydowanie wolę nie zakładać niczego i pozostać na neutralnym gruncie. Zresztą, bardziej odpowiada mi obraz Ludwika jako zwyczajnego zboczeńca, niż nawróconego na wiarę w miłość nieszczęśnika. Jasne, nasz przewrotny książę jest postacią, w której można dostrzec pewną głębię, bez problemu zwrócimy uwagę na jego samotność, z którą walczy za pomocą Wilhelma, ale może wielkie miłości to drobna przesada jak na początek? To po prostu do niego nie pasuje, nawet jeśli historia tego romantycznego uniesienia naznaczona jest dramatem. Ale sami przekonajcie się, o co mi chodzi! W końcu może się okazać, że to tylko ja narzekam.


Mając wszystko to na uwadze, przyznaję, po Rewolucji według Ludwika spodziewałam się trochę więcej, jako że oczekiwałam dramatu, którego miejsce w rzeczywistości zajmuje komedia. Mimo wszystko, nie narzekam, jako że na pewno nie zrezygnowałabym z tej krótkiej serii. Ma ona bowiem swój wyjątkowy klimat, na który składa się czarny humor, mroczna, poważna tematyka oraz przyjemna dla oka kreska mangaki. Całość prezentuje się więc dobrze i na pewno warto poświęcić jej czas oraz „wnętrzności” portfela.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz