czwartek, 13 sierpnia 2015

Anime: Kekkai Sensen odcinek 1






Tytuł: Kekkai Sensen
Odcinek: 1
Producent: Bones, TOHO animation
Liczba odcinków: 12
Czas trwania: 24 min.
Ocena: =3/6




Hellsalem's Lot, zwane dawniej Nowym Jorkiem, to miasto, w którym słowa „niemożliwe” i „nienormalne” wydają się nie istnieć, ponieważ właśnie tutaj, bardziej lub mniej zwyczajni ludzie oraz istoty z pogranicza horroru i science-fiction żyją obok siebie w pełni świadomi swojej wzajemnej odmienności. Wśród zgiełku tej dziwacznej metropolii, poznajemy Leonardo Watcha, który na pierwszy rzut oka nie odznacza się niczym szczególnym. Ot, ciapowaty młody człowiek o aparycji przeciętnego nastolatka. Tak się jednak składa, że za obecnością chłopak w mieście kryją się pewne nieprzyjemne wydarzenia, które odcisnęły na nim swoje paranormalne piętno, zaś los wyraźnie się na niego uwziął. W wyniku serii niefortunnych, choć przynoszących pożądany efekt, zdarzeń, Leo poznaje członków organizacji o nazwie Libra, której zadaniem jest ochrona miasta przed potworami i terrorystami. W ten oto sposób, rozpoczyna się pierwszy odcinek serii opowiadającej o chłopaku, który widział za dużo.

Tym, co rzuciło mi się w oczy już na samym wstępie odcinka był epistolarny początek, który otwiera historię będącą, jak możemy sądzić, obrazem pisanego listu. Moim pierwszym i mimowolnym skojarzeniem była literatura, toteż przyznaję, że taki zabieg naprawdę przypadł mi do gustu. Nadaje on Kekkai Sensen odrobinę oryginalności, która bez wątpienia przyda się temu tytułowi. Co więcej, wprowadzenie do historii motywu listu, czyni ją bardziej przyziemną, mimo silnego osadzenia serii w ramach „fantastyki miejskiej”. Żywię więc szczerą nadzieję, że motyw ten nie zostanie nagle porzucony, jako że może wyjść anime na dobre.


Przejdźmy jednak dalej. Oglądając pierwszy odcinek Kekkai Sensen nie mogłam wyzbyć się wrażenia, że mam do czynienia z trochę urozmaiconą wersją Facetów w Czerni. Społeczeństwo, w którym różnej maści dziwolągi żyją w jak najlepszej komitywie z ludźmi to bardzo wymowny obrazek. Zdarzają się naturalnie odstępstwa od reguły, ale i to mogliśmy z powodzeniem zaobserwować w filmie. Co więcej, akcja rozgrywa się w Nowym Jorku, wprawdzie przechrzczonym, ale jednak to nadal Big Apple (Wielkie Jabłko – inna nazwa Nowego Jorku), co również narzuca porównania. Najważniejszą różnicę stanowi jedynie fakt, iż w przeciwieństwie do świata z amerykańskiej produkcji, tutaj ludzie doskonale wiedzą z czym mają do czynienia i zmuszeni są to zaakceptować. Tak się jednak składa, że i od tej reguły zdarzają się odstępstwa.

Co się tyczy muzyki towarzyszącej pierwszemu odcinkowi, mam co do niej mieszane uczucia. Z jednej strony otrzymujemy stylowe, typowo amerykańskie brzmienia początków XX w., z drugiej zaś mamy zwyczajne japońskie kawałki, które nie wyróżniają się niczym szczególnym. Mam wrażenie, że ani to ładne, ani praktyczne, ponieważ poszczególne utwory rzeczywiście mogą nam się podobać, ale po zestawieniu ich wszystkich razem, otrzymujemy pełną zgrzytów składankę, która nijak nie buduje klimatu i wcale nie pomaga nam w odnalezieniu się w atmosferze serii. W ten muzyczny nieład panujący w odcinku wpisują się także opening i ending. Ten pierwszy, choć naprawdę genialny, zupełnie nie przygotowuje nas na to, czym zostaną potraktowane nasze uszy w trakcie oglądania, zaś ten drugi jest małym koszmarkiem. Niemniej jednak, z muzyką jest jak z winem, w przypadku którego każdy może wyczuć inną nutę zapachową, każdemu nasuną się inne skojarzenia, jednym zasmakuje, innym nie. Czy w przypadku kolejnych odcinków będzie lepiej? Przekonamy się.



Narzekania ciąg dalszy, ponieważ z bólem muszę przyznać, że pierwszy odcinek Kekkai Sensen nie przedstawia nam specjalnie interesujących profili bohaterów. Mogę pokusić się nawet o stwierdzenie, że z punktu widzenia osoby dopiero rozpoczynającej swoją przygodę z tym anime, są oni po prostu mało oryginalni. Ciepła klucha w roli głównego bohatera, ekspresyjny „opiekun”, wyrozumiały i silny mentor, cicha, mało zauważalna japonka stojąca zawsze z boku. Czy możemy znaleźć tu jakąkolwiek wyjątkowość, która mogłaby przemawiać za tym tytułem? Jak na razie niestety nie.

Kilka dobrych słów możemy za to powiedzieć już teraz o animacji, która moim zdaniem trzyma nie najgorszy poziom, choć nie zawsze nadążamy za dynamiczną miejscami akcją. Pierwszy plan jest dobrze dopracowany, staranny, zaś wybrani bohaterowie ekspresyjni. W podobnym stopniu zadbano o plan drugi, który nie straszy dziwacznymi, człekopodobnymi tworami. Pierwsze „ale” może stanowić fakt, iż tło bywa czasami zamglone, chociaż niewątpliwie ma to swoje plusy i minusy. Z jednej strony, nie gubimy z oczu interesujących nas postaci, gdyż dokładnie wiemy, na kim powinniśmy skupić wzrok. Z drugiej, problem stanowi fakt, iż animacja trochę na tym traci, jako że nie możemy do końca nacieszyć się wyglądem miasta, a myślę, że ono bez wątpienia może być interesujące. Niestety, sceny walki pierwszego odcinka nie zachwycają, ponieważ są naprawdę krótkie, a mimo wszystko pozwalają nam się pogubić. Co więcej, w serii pojawia się wielkie „WTF?!”, czyli techniki walki, które są jak pięść wymierzona prosto w oko. W czym problem? W wielgachnych „krzaczkach”, które nagle pojawiają się na ekranie otaczając bohatera, a które informują nas o nazwie zastosowanej techniki. To naprawdę boli i raczej nie sposób się do tego przyzwyczaić. Mój zmysł estetyczny cierpiał, kiedy był tego świadkiem.


Podsumowując, pierwszy odcinek Kekkai Sensen uważam za raczej słaby i niezachęcający, chociaż przyznam, że mam zamiar nadal brnąć w tę serię i przekonać się, czy naprawdę jest tak straszna, na jaką wskazywałoby pierwsze wrażenie. Liczę na „więcej”, liczę na „lepiej”, a przede wszystkim, chciałabym znaleźć konkretny cel tego anime. Czy mi się uda? Na to pytanie będę w stanie odpowiedzieć z czasem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz