Autor: Agata „LLP” Sutkowska
Tom: 2
Wszystkich tomów: 2 (planowanych 7)
Stan aktualny (PL): seria powstająca
Wszystkich tomów: 2 (planowanych 7)
Stan aktualny (PL): seria powstająca
Wydawnictwo: Kotori
Liczba stron: 160
Jak książki nie powinno oceniać się po okładce, tak kreska nie jest wszystkim, co liczy się w komiksie i „¡Viva la FIFA!” z pewnością jest najlepszym tego przykładem. Nie ulega bowiem wątpliwości, że tytuł ten powstał nie po to, by czytelnik zachwycał się urodziwymi i grzechu wartymi bohaterami, ale ma za zadanie ukazać nam historie ludzi, których różni niemal wszystko, ale łączy pasja.
Wystraszony króliczek ucieka przed
ścigającym go wściekłym psem, który już teraz czuje w pysku
smak gorącej krwi. Co się jednak stanie, jeśli długouchy okaże
się wilkiem w owczej skórze? Zagoniona w kozi róg, pozornie
nieszkodliwa zwierzyna zmienia się w łowczego, zaś jej oprawca
staje się nagle łatwą zdobyczą.
Kiedy mecz zbliża się ku końcowi i
najmniejszy błąd może zaważyć o dalszym losie spotkania, na
boisko wychodzi zawodnik, który zaledwie chwilę wcześniej łaskawie
dołączył do swojej ekipy. Pozornie miły, choć roztaczający
wokół aurę chłodu, Alvaro Mendoza jest nie tylko świetnym
piłkarzem, ale także niezwykle niebezpiecznym gońcem na
szachownicy stworzonej z jasnych pól zwyczajnego życia oraz
ciemnych narkobiznesu. Kto w tej grze jest zwykłym pionkiem, a kto
nosi na głowie koronę? Jak długo nieświadome tej rozgrywki
jednostki pozostaną w swoim świecie niewinnej normalności? Może
już niedługo się o tym przekonamy.
To nasze kolejne, a dokładniej mówiąc
drugie, już spotkanie z komiksem „¡Viva la FIFA!”, toteż nie
powinien dziwić fakt, iż Agata Sutkowska postanowiła przybliżyć
nam skład ekipy Todos os Santos. Warto jednak zauważyć, że w tej
części robi to systematycznie, rozdział po rozdziale. Każda
kolejna odsłona stworzonej przez nią historii wnosi coś nowego do
naszego obrazu bohaterów i pozwala nam wyraźniej ich naszkicować.
Chociaż nacisk został położony przede wszystkim na relacje
rodzinne, poszczególne rozdziały nie są od siebie oddzielone,
ponieważ tym, co tworzy z nich całość jest piłka nożna i
przyjaźń. Tym samym, drużyna, w którą autorka tchnęła życie
coraz bardziej przypomina dłoń, gdzie każdy z palców jest inny,
każdy ma swoją własną nazwę, czasami także inne zastosowanie i
znaczenie, jednakże u podstawy wszystkie pięć staje się częścią
jednej całości i dopiero wtedy tak naprawdę tworzy coś
znaczącego. W przypadku tego tytułu jest to tym ważniejsze, że
akcja kręci się wokół sportu zespołowego, toteż nawet wybitna
jednostka nie zdoła sama jedna poprowadzić drużyny do zwycięstwa.
Ogromną zaletą „¡Viva la FIFA!”
jest fakt, iż komiks porusza nie tylko kwestię sportu, ale traktuje
również o problemach życia codziennego, które w większości nie
są wcale tak dalekie od naszej rzeczywistości. Należy jednak
podkreślić, że autorka nie stąpa wyłącznie po bezpiecznym
gruncie, ale wypływa na głębokie wody zagadnień związanych z
krajem, w którym rozgrywa się akcja. Tym samym, każdy z
poruszanych w tym tytule tematów jest w pewnym stopniu inny, mniej
lub bardziej poważny. Przyjaźń, marzenia, samotność, śmierć,
kalectwo, poczucie winy, szantaż, narkobiznes – tutaj znajdziemy
wszystko to, co powinno znaleźć się w komiksie takim jak ten.
Jeśli więc boicie się, że sięgając po „¡Viva la FIFA!”
rozbijecie się o monotematyczność bezustannie wałkowanego sportu,
możecie odetchnąć w spokoju. Ten komiks to życie z jego wzlotami
i upadkami, słodko-gorzkim smakiem codzienności, to dokonywane na
każdym kroku wybory.
Chociaż drugi tom serii jest prawdziwą skarbnicą problemów, zatrzymajmy się chwilę przy naszym krajanie i jego świecie niewinności, który składa się tak naprawdę z trzech najważniejszych elementów – rodziny, sportu oraz przyjaźni. Uważam, że warto o tym wspomnieć, ponieważ dwa ostatnie punkty są tym, co charakteryzuje każdą sportówkę, zaś ten ostatni stanowi duszę tego rodzaju tytułów. Dla osób niezainteresowanych szczególnie tematem, komiksy o sporcie zawsze będą traktowały o „Dragon Ballu, czyli gejach grających w...” (jak przed laty poetycko podsumował „Prince of Tennis” pewniej chłopak). W rzeczywistości chodzi jednak o coś więcej – o pasję, pokonywanie własnych słabości, samodoskonalenie oraz naturalnie o przyjaźń. W tym tomie „¡Viva la FIFA!” jesteśmy świadkami tego rodzącego się w bólach (dosłownie) uczucia (przyjaźni, nie miłości!), które pozwala na znalezienie swojego miejsca na ziemi nie tylko pociesznemu, niezbyt inteligentnemu Jurkowi, ale także gniewnemu, wyobcowanemu Zoranowi. Dla tego ostatniego ta wzajemna sympatia stanowi promyk nadziei wdzierający się w mrok bolesnej przeszłości. Przyznaję, że niezwykle podoba mi się poświęcona tej dwójce część fabuły i drżę na samą myśl o tym, że coś mogłoby pójść nie tak. W końcu Zoran to mój niekwestionowany faworyt.
Na koniec bardziej ogólnie o całości
drugiego tomu, który bez wątpienia wypadł całkiem nieźle. Naszą
przygodę z „¡Viva la FIFA!” zaczynaliśmy raczej spokojnie i
miejscami sielsko, tymczasem w drugiej części problemy bohaterów
nie tylko zostają nam dokładniej przedstawione, ale także
zaogniają się, dzięki czemu komiks staje się coraz to ciekawszy i
bardziej absorbujący. Autorka bez wątpienia sięga po coraz
poważniejszą problematykę, dzięki której wychodzi odważnie poza
ramy zwykłej sportówki. Tym samym, tytuł ten powinien dotrzeć do
szerszego grona odbiorców i nie jest przeznaczony wyłącznie dla
osób znających się na piłce nożnej lub ją uwielbiających.
Podsumowując, drugi tom „¡Viva la
FIFA!” to lektura, która powinna znaleźć spore grono odbiorców.
Pod prostą, pozbawioną fajerwerków szatą graficzną, kryje się
naprawdę interesujące, wartościowe wnętrze, którego poznawanie
może sprawić czytelnikowi prawdziwą przyjemność. Mnogość
tematów, wyraziści, dobrze prowadzeni bohaterowie, zapowiedź
dramatu i zabawne gagi to zaledwie namiastka tego, co znajdziemy w
tym komiksie.
*Załączone w recenzji skany pochodzą ze strony deviantart autorki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz