Tytuł: 6000
Podtytuł: The Deep Sea of Madness
Autor: Nokuto Koike
Tom: 4 (ostatni)
Wydawnictwo: Yumegari
Liczba stron: 208
Ocena: 5/6
Co tak naprawdę popycha ludzi do szaleństwa? Strach? Manipulacja innych osób? Desperacja? Czy można przed nim w ogóle uciec? I najważniejsze, w którym momencie stres sprawia, że człowiek przestaje myśleć racjonalnie i pozwala się złamać? Ludzie różnią się od siebie tak bardzo, a jednak ich reakcje są tak do siebie podobne, że nie trudno utknąć w niekończącej się pętli podobnych zdarzeń. Zwalnia się miejsce, ktoś je zajmuje, cel pozostaje ten sam. A przynajmniej do chwili, kiedy ktoś się wyłamie i wzór straci wartość.
Sytuacja podwodnej stacji badawczej jest już wystarczająco klarowna, by jej pracownicy zaczęli panikować. Pomoc z zewnątrz nie przyjdzie, a w środku rozgrywa się krwawa masakra, której ofiarami są uwięzieni w pułapce Cofdeece ludzie. Ci, którzy potrafią jeszcze racjonalnie myśleć i nie stracili nadziei kierują działaniami ocalałych, organizują życie ostatniego bastionu mogącego zadecydować o ich ewentualnym przeżyciu. Niestety, ocalałych jest coraz mniej i ciężko określić, kto bardziej im zagraża – poczwary boga ciemności czy może ludzie składający ofiary w imię boga słońca. Jest źle, nawet bardzo źle i wtedy też pojawia się myśl, która formuje się w plan mogący ocalić wciąż żyjących pracowników stacji. Uwięzieni w krwawej pułapce, nie mają już nic do stracenia, więc muszą postawić wszystko na jedną kartę i spróbować ten ostatni raz.
Czwarty tom mangi „6000. The Deep Sea of Madness” po raz ostatni zamyka czytelnika w szczelnej pułapce podwodnej stacji, która powoli wypełnia się krwią i trupami pracujących w niej badaczy, mechaników, całej załogi. Autor skupia się teraz przede wszystkim na psychice ludzkiej, jej mocnych i słabych stronach, na jej elastyczności pozwalającej ją modelować wprawnej ręce. Rzućmy więc na to okiem.
Zbliża się nieubłagany koniec, sytuacja jest naprawdę zła, choć jeszcze nie krytyczna. Mimo wszystko, ludzie zaczynają tracić grunt pod nogami, słabi zaczynają upadać, zachowują się jak bezbronne owce słyszące wycie nadchodzących wilków. I w tym właśnie momencie najwyraźniej rysują się silne, dominujące charaktery, nieoczekiwani liderzy, którzy przywołują wystraszoną trzodę do porządku, odrzucają rozwiązania, jakie zostały im zaproponowane w tej masakrze, szukają innego wyjście i przede wszystkim nie poddają się. Tym samym, stanowią kontrast dla coraz wyraźniej rysujących się wydarzeń sprzed lat, które zapoczątkowały tę krwawą „zabawę”. Tak jak wtedy słabe jednostki miały nad sobą tylko szaleńca, który doprowadził do tragedii, tak teraz na czele nowej grupy stoją osoby w pełni zdrowe na umyśle, które mogą ocalić siebie i tych, którym uda się przetrwać ostateczne starcie. Właśnie dzięki takim jednostkom, lektura ostatniego tomu „6000” sprawia prawdziwą przyjemność i pokazuje, że siła oznacza godność i nadzieję, zaś słabość prowadzi do upadku.
Co interesujące, „6000” ukazuje także dwie różne strony nadziei, która w większości kojarzy się przecież pozytywnie. W rzeczywistości ma jednak wiele wspólnego z ludźmi, w których się budzi. I tak właśnie, to ona popycha do działania aktualnych więźniów Cofdeece, daje im siłę do walki i podjęcia ryzyka na rzecz życia, a jednak w przeszłości budziła demony, które zostały umiejętnie wykorzystane. Nadzieja jest więc fragmentem układanki z przeszłości, to ona po części jest odpowiedzialna za to, co wydarzyło się przed laty. Umiejętnie zaszczepiona w ludziach znajdujących się o krok od śmierci, sprawiła, że najpierw działali, a dopiero później zaczęli myśleć o tym, czego się dopuścili. W ten też sposób pojawiły się prześladujące ich demony, które okazały się równie płodne.
To prowadzi do kolej istotnej kwestii, o której muszę wspomnieć, ponieważ czyni ona tę historię jeszcze bardziej fascynującą. Albowiem demony zrodzone z nadziei dają początek desperacji, która usprawiedliwia nawet najgorsze czyny. I w tym momencie największą rolę odgrywa postać lidera, który to z rozkoszą kieruje słabymi, zdolnymi do wszystkiego ludźmi. Jeśli chcecie wiedzieć, jak dalece potrafił wpłynąć na swoje owieczki, przeczytajcie mangę. Zapewniam, że warto rzucić okiem na tę siłę przekonywania szaleńca oraz na desperację ludzi chwytających się brzytwy byle tylko uspokoić własne sumienia. Jest to kolejny dowód na to, jak słabi potrafią być ludzie.
Na koniec pozostaje najważniejsza może kwestia, która również ma wiele wspólnego z ludzką psychiką. Chodzi o drogi, którymi można podążać, a które w pewnej chwili wydają się dopełniać. Czwarty tom „6000” oferuje bohaterom dwa wyjścia – dawne, opierające się na ofiarach składanych bogu słońca oraz nowe, bazujące na walce mogącej skończyć się albo sukcesem, albo całkowitą klęską. O ile pierwsze reprezentuje poddanie się słabości i strachowi, o tyle drugie jest dowodem wewnętrznej potęgi i odwagi.
Wszystkie te psychologiczne elementy stanowią niejako dopełnienie celu, jaki autor najwyraźniej postawił sobie już w pierwszym tomie, a więc mają za zadanie przedstawić w pełnej krasie „głębokie morze szaleństwa”, jak czytamy w podtytule serii. Przyznaję, że poszło mu świetnie, gdyż zaczął od zakwestionowania psychicznej stabilności głównego bohatera by następnie przejść przez szaleństwo religijne i skończyć na osobie prowodyra całego zamieszania oraz jednostkach, które tracą rozum. Bezsprzecznie mamy więc do czynienia z „głębokim morzem szaleństwa”.
Tak więc, osoby, które sięgnęły po ten tytuł nie powinny być w żadnym stopniu zawiedzione. Te zaś, które postanowiły zwlekać, teraz nie znajdą ku temu żadnego powodu. „6000” to seria dopracowana, interesująca i bogata w motywy, które można na rozpatrywać na różne sposoby. Ot, jest to manga naprawdę warta polecenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz