Tytuł: Karneval
Autor: Touya Mikanagi
Tom: 1
Wydawnictwo: Waneko
Liczba stron: 194
Ocena: 4+/6
Kącik Szczerości:
Kiedy Karneval dopiero
miał pojawić się na naszym rynku, wydawał mi się nawet kuszący.
Intensywne, żywe kolory wabiły, kreska była miła dla oka. A
jednak nie zaryzykowałam, ponieważ zabrakło tej iskry. Z czystej
ciekawości lub męczona wyrzutami sumienia, zaczęłam od anime,
które wprawdzie mnie nie porwało, ale przybliżyło mi świat
Karnevala i tym samy kuszenie rozpoczęło się na
nowo. Ostatecznie uległam temu tytułowi na niedługo przed wydaniem
4 tomu i, jak widać, długo zwlekałam z recenzją. Dlatego koniec
obijania się, czas wyłożyć kawę na ławę i oficjalnie wyrazić
zdanie na temat tej mangi. Do dzieła!
Sneak peek:
Nai to dziwny dzieciak, który niewiele
wie o życiu i, nie oszukujmy się, na pierwszy rzut oka wydaje się
ociężały umysłowo. Nawet pakując się w kłopoty nie ma
świadomości swojej opłakanej sytuacji. Jedyne czym się przejmuje
to bransoleta należąca do Karoku, zaginionego przyjaciela, którego
chłopak po omacku poszukuje. To właśnie podczas tych poszukiwań,
Nai wpada w łapy Mine, kobiety potrafiącej zmienić się w potwora
i najwyraźniej gustującej w młodym mięsku. Młodzian ma jednak
niebywałe szczęście, jako że skórę ratuje mu Gareki,
złodziejaszek, włamywacz, „łowca okazji”, który przypadkowo
znalazł się we właściwym miejscu o właściwej porze. Wyczuwając
szansę na zarobek, Gareki zgadza się wyprowadzić Naia z
posiadłości Mine i na pewien czas połączyć swój los z losem
uratowanego dzieciaka. Tak się jednak składa, że od tej pory
będzie miał ręce pełne roboty, jako że nie łatwo jest opiekować
się Naiem, a pech chce, że do tej dwuosobowej „wesołej gromadki”
dołącza niespodziewanie Cyrk – Najwyższy Organ Obrony Państwa.
Kłopoty po prostu wiszą w powietrzu!
„Dawno, dawno temu...”, czyli
fabuła:
Przyznaję, że
lekturze pierwszego tomu mangi Karneval
nie towarzyszą fajerwerki, przyspieszone bicie serca i radosne,
podniecone piski, ale brak tych doznań wynagradza nam kilka
ogromnych plusów, które już teraz można dostrzec w serii. Jednym
z nich jest intryga, którą porównałabym do drzewa. Pniem są
poszukiwania tajemniczego Karoku, o którym czytelnik nie wie niemal
nic. Brzmi banalnie i jest banalne, ale w tym miejscu od całej
historii odchodzą gałęzie, które zamieniają nudną belę drewna
w coś bardziej interesującego. Albowiem każdy bohater pojawiający
się u boku Naia ma do dodania swoją gałązkę, która sunie
paralelnie z celem naszego niewinnego dzieciaka. Cyrk, jako
organizacja, stara się pozbyć zagrożenia jakie stanowią
nadludzie, każdy z jego członków ma swoje własne cele i
tajemnice, zaś Gareki nie pozostaje pod tym względem gorszy. I to
właśnie fakt wspólnej drogi, ale odmiennego przeznaczenia naprawdę
podoba mi się w tej mandze.
„Było sobie życie”, czyli
świat przedstawiony:
Kolejnym mocnym punktem Karnevala
jest wyjątkowy świat, który tworzy mangaka. Z jednej strony mamy
do czynienia z fantastyką, z drugiej pojawiają się tu pewne
elementy steampunku czy science-fiction. Przyznaję, że nie potrafię
obiektywnie ocenić, jak wiele różnych mieszanek znajdziemy w tej
serii. Mamy tu przecież potwornych nadludzi, podniebne statki,
zwyczajną kolej, wysokiej klasy technologię, prostotę i
przeciętność zwykłych obywateli. Co więcej, sam pomysł
połączenia cyrku i oddziałów strzegących państwa uważam za
bardzo oryginalny i niezwykle ciekawy. Poza tym znajdzie się tu
miejsce także dla organizacji przestępczej i wielkiego znaku
zapytania, jakim jest sam Nai. A dodam, iż wszystko to mieści się
w tym pierwszym tomie.
„Kubuś i przyjaciele”, czyli
postaci:
Jak na mangę bez iskry, Karneval
ma naprawdę sporo mocnych stron, a należy zwrócić uwagę także
na dodatkowy element kreacji tego tytułu, czyli na bohaterów. Tak
się składa, że Touya Mikanagi oferuje czytelnikowi naprawdę
bogaty wachlarz charakterów, typów urody, poziomów inteligencji
czy psychologicznych ciekawostek. Wyobraźcie sobie interakcję
niewinnego, słodkiego dzieciaka, optymistycznego, zawsze głośnego
„dużego dziecka”, poważnej, spokojnej dziewczyny,
sadystycznego, ironicznego przełożonego oraz pesymistycznego,
humorzastego materialisty. Trochę tego jest, prawda? A przecież ta
różnorodność musi jakoś ze sobą współpracować. Postaci w
Karnevalu są więc ruchem, gdyż bezustannie ścierają
się ze sobą, wpływają na siebie, „ocierają się” cechami
charakteru, podobieństwami i równicami. Ot, żyją.
„Kolorowe kredki w pudełeczku
noszę”, czyli strona graficzna:
Prawdę powiedziawszy, przednia strona
obwoluty pierwszego tomu Karneval jest raczej
kolorystycznie spokojna i neutralna, co nie przyciąga spojrzenia
niczym innym, jak tylko ładnym artem, który stwarza pozory lekko
poruszonego. Zupełnie inaczej prezentuje się tył, który cechują
fantastyczne, żywe, miejscami jarzeniowe kolory. Aż miło się
patrzy! Także w środku czekają na nas te nasycone, wspaniałe
barwy, które szybko ustępują miejsca mangowej „bieli i czerni”.
W rzeczywistości, na pierwszy plan Karnevala wychodzi
biel i szarość, które idealnie ze sobą współpracują. Czerń
zostaje zepchnięta na dalszy plan, ale w dalszym ciągu odgrywa
bardzo ważną rolę. Jeśli zaś chodzi o kreskę, jest staranna,
szczegółowa w granicach rozsądku i całkiem ładna. Przystojni
mężczyźni są przystojni, ładna kobieta jest rzeczywiście ładna,
postaci nieistotne dla historii są zaś neutralne. „Potwornickich”
taktownie pominę, jako że na nich wcale nie patrzę z
przyjemnością, ale o to właśnie chodzi, kiedy tworzy się takich
przyjemniaczków. Przyczepić nie można się więc do niczego, a
jest co chwalić.
Mając na uwadze powyższe:
Karneval uważam za mangę
obiecującą, która może rozwinąć skrzydła i zaiskrzyć, jako że
ma ku temu wszelką sposobność. Już teraz obfituje w mocne strony,
ale czegoś jej jeszcze brakuje i właśnie tego będę szukać w
kolejnych tomach. Żałować mogę tylko tego, że nie dałam się
jej skusić wcześniej ponieważ naprawdę warto było się z nią
zapoznać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz