Tytuł: Śmiech w chmurach
Tytuł alternatywny: Donten ni Warau
Autor: KarakaraKemuri
Tom: 1
Wydawnictwo: Waneko
Liczba stron: 192
Ocena: -5/6
Sneak Peek:
Kiedy policja zawodzi i więźniowie
wymykają im się z rąk, do akcji wkraczają trzej bracia Kumou,
których zadaniem jest schwytanie uciekinierów i dostarczenie ich do
znajdującego się na środku jeziora Biwa więzienia. Mieszkający w
Świątyni Chmur chłopcy muszą przecież z czegoś żyć zanim
upomni się o nich przeznaczenie, które nierozerwalnie wiąże ich
losy z budzącym się co trzysta lat wężowym demonem Orochim.
Sześć wieków wcześniej, przodek
braci Kumou, Kagemitsu również wyczekiwał przyjścia demona by
wraz z bliskimi sobie kompanami zapieczętować go i nie dopuścić
do zniszczenia świata. Za sprawą pięknej shikigami, do polującej
na Orochiego grupy dołączyło beztalencie należące do klanu
egzorcystów Abe, co dało początek tworzącym się niciom miłości
i przyjaźni. Prawdopodobnie nikt nie zdawał sobie sprawy z tego,
jak istotna okaże się ta nowa znajomość.
Fantastyka historyczna, czyli
bardziej historia czy bardziej fantastyka:
Fabuła Śmiechu w chmurach
skonstruowana została na dwóch płaszczyznach: mniejszej –
historycznej oraz większej – fantastycznej. Pierwszy tom to w
głównej mierze fantastyka, która została osadzona w historycznych
czasach. W przypadku pierwszej części mangi mamy okazję poznać
charakterystykę epoki, w której rozgrywa się akcja, w drugiej
przybliżona jest nam za to fantastyczna (chodzi o gatunek) intryga.
Wartość edukacyjna ustępuje więc miejsca rozrywce i tym samym,
osoby nastawione raczej sceptycznie do „japońskiego Sienkiewicza w
wersji mangowej” mogą odetchnąć z ulgą. KarakaraKemuri nie
zasypuje nas historycznymi faktami, datami czy nazwiskami, a jedynie
tworzy tło dla swojej opowieści o trzech braciach. Ot, mangowy
Juraj Červenák, czyli alternatywna wersja przeszłości, wzbogacona
o sporą dawkę fantazji.
„Złotowłosa i trzy misie”,
czyli bohaterowie:
Wprawdzie po pierwszym tomie mangi
nasza uwaga powinna skupić się na trzech, chciałoby się
powiedzieć najważniejszych, postaciach serii, jednakże mangaka
obiera zupełnie inną drogę, pozwalając nam jedynie zapoznać się
przelotnie z braćmi Kumou i rzucić szybko okiem na ich charaktery.
To naprawdę niewiele, a jako że ich kreacja nie jest kompletna, nie
mamy nawet okazji się do nich przyzwyczaić. Zaledwie dowiadujemy
się o nich kilku szczegółów, a już tracimy ich z oczu. Ustępują
oni bowiem miejsca bohaterom uczestniczącym w wydarzeniach
rozgrywających się 600 lat wcześniej i tak naprawdę to właśnie
oni są główną atrakcją tego tomu. Jesteśmy świadomi
targających nimi emocji, widzimy ich wzloty i upadki, momentalnie
obdarzamy ich sympatią. Po tomie pierwszym są nam dużo bliżsi niż
trzej bracia, a przecież mamy świadomość, że w Śmiechu w
chmurach każdy z bohaterów ma nam coś do zaoferowania. Mam
więc szczerą nadzieję, że pod tym względem drugi tom bardziej
mnie usatysfakcjonuje.
Shounen/shoujo,
czyli w końcu które?:
Podejrzewam, że problem gatunku
Śmiechu w chmurach to jeden z tematów, który
najbardziej interesuje potencjalnego czytelnika, więc poświęćmy
temu trochę miejsca. Po przeczytaniu pierwszego tomu, na pewno nie
zarzuciłabym Donten ni Warau braku akcji typowej dla
mang przeznaczonych dla chłopców. Tak się składa, że walki i
tajemnicy tu nie brakuje, a w międzyczasie możemy śledzić także
zabawne, niezgrabne flirty zakochanego młokosa. Niemniej jednak, to
nie akcja wychodzi na pierwszy plan, jak ma to miejsce w przypadku
wielu mang z gatunku shounen. Zdecydowane ważniejsze są
tutaj uczucia, którymi mangaka naszpikowała Śmiech w
chmurach,
toteż myślę,
że właśnie to jest tym głównym elementem shoujo
recenzowanego przeze mnie tytułu. Dostrzeżemy w nim bowiem zarówno
dramat przeznaczenia, jak i miłość nadającą sens istnieniu czy
liczne elementy braterstwa: troskę, chęć pomocy, uwielbienie,
poszukiwanie uznania. Myślę więc, że w przypadku tego tytułu
należy odejść od standardowych gatunków, gdyż Donten ni
Warau nie jest ani tytułem shounen, ani shoujo
do jakich przywykliśmy. Mówiąc stereotypowo – za dużo uczuć
dla chłopaka, za dużo walki dla dziewczyny. Stereotypy
powinniśmy jednak zwalczać, gdyż często mają się nijak do
prawdy, więc nie dajmy się im zwodzić. To, co w Japonii
uznawane jest za shoujo, niekoniecznie będzie
postrzegane tak samo w Polsce.
Szata graficzna:
KarakaraKemuri
naprawdę ma się czym pochwalić, jako że jej kreska jest niezwykle
staranna, przejrzysta i bogata w szczegóły. Dalszy plan w
większości przypadków pozostaje pusty, jednakże kiedy już się
pojawia, jest on dopracowany i dokładny. Warto również wspomnieć,
iż tworzeni przez nią młodzi bohaterowie są wyjątkowo uroczy, na
co wpływa charakterystyczna dla mangaki „pulchność” twarzy,
zaś postaci starsze należą do grupy bardziej realistycznych,
„kanciastych”. Kolorystycznie, biel ma niewielką tylko przewagę
nad szarością i czernią, dzięki czemu manga zachowuje doskonałą
równowagę. Co więcej, Śmiech w chmurach
wita czytelnika cudowną obwolutą, z czego Polskie wydanie może
pochwalić się niezwykłą gładkością oraz naprawdę wspaniale
wyeksponowanymi złotymi motywami, które kuszą i zachęcają do
zainteresowania się serią. Graficznie manga prezentuje się więc
doskonale.
W kilku słowach:
Po przeczytaniu pierwszego tomu Śmiechu
w chmurach,
czuję pewien niedosyt ze względu na niewystarczające, moim
zdaniem, przedstawienie głównych bohaterów, ale jednocześnie
jestem świadoma tego, że niemożliwym byłoby zaprezentowanie
kolejnego rozdziału dotyczącego braci oraz historii sprzed 600 lat
w tym samym tomiku. Nie żałuję więc czasu poświęconego temu
prawdziwie interesującemu i wspaniałemu tytułowi, jak również
bez wahania poleciłabym go każdemu bez wyjątku, a już na
pewno płci męskiej. Tak się składa, że Donten ni Warau ma
w sobie coś niezwykłego, czemu trudno się oprzeć, więc dajcie
się porwać mandze, w której konkurujące ze sobą gatunki splatają
się w jedno i tworzą powoli rozwijające się cudeńko. Naprawdę
warto!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz