Tytuł: Durarara!!
Autor: Ryohgo Narita (scenariusz), Akiyo Satorigi (ilustracje)
Tom: 1
Wszystkich tomów: 4
Stan aktualny (JP): seria zakończona
Wydawnictwo: Waneko
Liczba stron: 178
Ocena: =5/5
Tytułem wstępu:
Kiedy przed kilkoma laty oglądałam
Durarara!! miałam mieszane uczucia. Moi znajomi
oszaleli na punkcie anime, a ja zwyczajnie nie mogłam zrozumieć, co
tak bardzo ich w tym fascynuje. A jednak oglądałam dalej, do samego
końca. Właśnie to skłoniło mnie by powrócić do tego tytułu i
przyjrzeć się jego innej odsłonie – mandze. Myślę, że było
to naprawdę dobre posunięcie, ponieważ po tych wszystkich latach
zaczęłam dostrzegać to, co wtedy zwyczajnie mi umykało bądź
było poza moim zasięgiem. Jest zbyt wcześnie by ocenić mój
stosunek do tego tytułu, ale na pewno spojrzałam na Durarara!!
z zupełnie innej perspektywy.
Sneak peek:
Pochodzący z niewielkiej mieściny
Ryugamine Mikado przyjeżdża do
Tokio by rozpocząć naukę w liceum. Jego przewodnikiem po mieście
jest przyjaciel z dzieciństwa, Kida Masaomi, i to właśnie dzięki
niemu Mikado małymi kroczkami poznaje zupełnie mu obcy świat
wielkiej metropolii. Podniecony wizją przygody i początkowo
przestraszony, zaczyna stawiać pierwsze kroki na drodze ku czemuś
nowemu, poznaje miasto, ludzi, których należy unikać oraz tych, z
którymi warto się trzymać. Nawet miejska legenda – czarny motor
– omal nie rozjeżdża go na pasach, co stanowi dla nastolatka
niejaką atrakcję i powód do dumy. Tymczasem miasto i jego
mieszkańcy żyją własnym życiem, które pozostaje w bliskiej
komitywie ze śmiercią. W końcu urodzić można się tylko w jeden
sposób, ale umrzeć na tysiące.
Fabuła? Jaka fabuła?!
Kiedy myślę o Durarara!!,
momentalnie zaczynam zastanawiać się nad tym, co tak naprawdę
zostało tam ukazane, w jaki sposób i do czego zmierzają wszystkie
te drobne wydarzenia, które składają się na tę historię. Czy
tam naprawdę coś się dzieje? Czy możemy wyodrębnić jakąś
realną fabułę? Odpowiedź wcale nie musi być twierdząca, jak
pokazuje przykład Ulissesa
Jamesa Joyce'a. Choć mamy do czynienia z mangą, która niewiele ma
wspólnego z tą niecodzienną powieścią, to jednak skojarzenie
nasuwa mi się samo. Ot, pozornie nudny tytuł podbija cały świat,
a to oznacza, że ma w sobie coś innowacyjnego, wyjątkowego i
najwyraźniej ciekawego. Przyznaję, że muszę się z tym zgodzić,
chociaż nie nasuwa mi się żadne logiczne wyjaśnienie takiego
stanu rzeczy. Gdzie tkwi ten magiczny magnes, który przyciąga
czytelnika do tytułu tak charakterystycznego w swojej daleko
rozwiniętej pasywności? Co tak naprawdę kryje w sobie Durarara!!
jeśli nie jest to fabuła? Szukajmy dalej.
„Wieśniak” w wielkim mieście:
Postać
Mikado bez wątpienia stanowi element napędowy przedstawionej w tym
tomie historii, jednakże jest on zaledwie pionkiem na ogromnej
planszy niebezpiecznej, kipiącej życiem metropolii. Przedstawione w
Durarara!!
dzielnica Tokio Ikebukuro to pajęcza sieć, którą otaczają
paskudne ośmionogi, gotowe w każdej chwili zaatakować nierozważną
muchę. I to właśnie stanowi niejako esencję tego tomu –
niebezpieczne miasto-pułapka, które ukrywa przed potencjalnymi
ofiarami przyczajone drapieżniki gotowe zaatakować w najmniej
spodziewanym momencie i w najdziwniejszy sposób. Nasza mucha
doskonale zdaje sobie z tego sprawę i wydaje się być taka, jak
każda zwyczajna osoba, która wyrwie się ze swojej wioski czy
małego miasteczka by utonąć w zgiełku i anonimowości wielkiego
miasta. Podniecenie i chęć przeżycia przygody mieszają się ze
strachem przed czyhającymi wszędzie niebezpieczeństwami. Oto i
jedna z niewątpliwych zalet tej serii – doprawione elementem
paranormalnym miejskie życie oraz wyrwany z zatęchłej dziury
spokojny nastolatek, który musi dopiero oswoić się z zasadami
panującymi w tej ogromnej dżungli.
„Ja z kasztana, ty z kasztana”,
czyli bohaterowie:
Jedną z najmocniejszych stron mangi są
bez wątpienia postaci, których różnorodność zauważamy już w
tym tomie. Każda z nich ma w sobie coś wyjątkowego i niezwykle
charakterystycznego, miejscami nawet szalonego. Najistotniejsze jest
jednak to, że granica między dobrym i złym jest zatarta, co
uniemożliwia jakąkolwiek sensowną ocenę bohaterów po tym kątem.
Jeśli już mielibyśmy pokusić się o kryterium klasyfikacji to
najpewniej posłużyłyby za nie poziom stwarzanego zagrożenia oraz
stojąca za poszczególnymi czynami motywacja. Prawdę powiedziawszy,
niewiele więcej możemy wycisnąć z tego pierwszego tomu, ponieważ
nawet postaci już wprowadzone prezentują się mgliście i są
zaledwie półprzezroczystymi duchami. Niemniej jednak, jedno
przyznać trzeba. Wprowadzenie do historii mitologicznego jeźdźca
bez głowy, dullahana, było interesującym posunięciem, na
którego rozwinięcie na pewno warto czekać.
„We're
all mad here”:
Powiedzmy sobie prawdę, Durarara!!
jest istną metaforą szaleństwa. Te dwa słowa są sobie tak
bliskie, że tylko osoba nieznająca zupełnie tego tytułu mogłaby
zastanawiać się o co właściwie chodzi. Bardzo wolno rozwijająca
się historia o wątpliwej fabule, czasami ekstremalnie ekscentryczne
postaci, pozbawione sensu tytuły poszczególnych rozdziałów
(„łał!”, „łałał!” itd.), samobójcy umawiający się na
wspólne umieranie, miejska legenda robiąca za chłopca na
posyłki... W tej mandze nic nie jest do końca normalne. Zresztą,
czego innego spodziewać się po pozycji, która narzuca nam
skojarzenie z Alicją w Karinie Czarów.
Mała dziewczynka podąża za białym królikiem do jego norki i
przenosi się do szalonego świata Krainy Czarów – Ryugamine
Mikado idąc śladami swojego dawnego przyjaciela przenosi się do
Tokio i trafia prosto na szaloną dzielnicę Ikebukuro.
„Kolorowe kredki”:
Graficznie Durarara!!
prezentuje się dobrze. Nie ma fajerwerków, ale także nasz zmysł
estetyczny nie umiera boleśnie i w konwulsjach za każdym razem,
kiedy patrzymy na ilustracje. Bohaterów charakteryzują zaokrąglone
policzki, które dodają im odrobinę dziecięcego uroku, a niektórzy
z nich mogą pochwalić się także długimi, naprawdę długimi,
nogami, co zauważamy już na obwolucie, choć w tomiku zdecydowanie
nie rzuca się to tak w oczy. Kreska sama w sobie jest stosunkowo
prosta i wyważona w liczbie szczegółów, jak to zazwyczaj w
tytułach shounen
bywa, tak więc powodów do narzekań nie ma wielu.
Tak więc...:
„[...]- Tu wszyscy
jesteśmy szaleni. Ja jestem szalony, ty jesteś szalona.
- Skąd wiesz, że
jestem szalona? - spytała Alicja.
- Musisz być. -
powiedział Kot - Inaczej nie przyszłabyś tu. „
(Lewis
Carroll, "Alicja w Krainie Czarów")
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz