Tytuł: Zakochany tyran
Tytuł alternatywny: Koi Suru Boukun, The Tyrant Who Falls in Love
Autor: Hinako Takanaga
Tom: 7
Wszystkich tomów: 9
Stan aktualny (JP): seria zakończona?
Wydawnictwo: Kotori
Liczba stron: 162
Ocena: 6/6
„Ani różnica poglądów, ani
różnica wieku, nic w ogóle nie może być powodem zerwania
wielkiej miłości. Nic, prócz jej braku.” Maria Dąbrowska
(„Przygody człowieka myślącego”)
Morinaga nie od dziś jest niepoprawnym
optymistą, który wierzy, że jego miłość znajduje się na
doskonałej drodze do wielkiego, szczęśliwego finału w klimacie
lovey dovey. Niestety nie ma pojęcia, co czai się w umyśle
obiektu jego westchnień, a więc na istnym polu bitwy, gdzie umysł
zaczyna ulegać naporom serca. Dla Tatsumiego to zbyt wiele, co
skutkuje częstymi atakami złości i dezorientuje zatroskanego
Morinagę. Jakby sytuacja nie była jeszcze wystarczająco
skomplikowana, na horyzoncie pojawia się Masaki, którego przybycie
jest powodem niemal euforycznej radości byłego kochanka. Nie trudno
się domyślić, że porywczy Tatsumi, który zna doskonale historię
dawnej miłości Morinagi, nie będzie zachwycony odwiedzinami, zaś
jego choleryczny charakter da o sobie znać ze zdwojoną siłą.
Tatsumi od początku był bardzo
trudnym i wyjątkowo opornym przypadkiem, który trzymał się swojej
homofobii z całych sił i za nic nie chciał puścić. Niemniej
jednak, w pewnym momencie jakby dał za wygraną i machnął ręką
na upodobania seksualne upartego jak osioł Morinagi. Przyzwyczajenie
i mimowolna sympatia względem młodszego mężczyzny przeważyły
nad niechęcią, jednakże nie zmieniły specjalnie ich sytuacji.
Tetsuhiro w dalszym ciągu jest żywym workiem treningowym, a
wszystko dlatego, że z pasją równą tej, z którą wcześniej
Tatsumi wydawał się nienawidzić homoseksualistów, odrzuca teraz
swoje uczucia. Bezustanna walka jest drugą naturą tej postaci i
właśnie to wydaje się być głównym tematem tego tomu. Nasz
bohater zaciekle zmaga się ze świadomością swojej miłości,
której nie chce zaakceptować, co wyzwala w nim negatywne uczucia.
Czytelnik widzi to i doskonale rozumie, jednakże nie zagłębia się
przesadnie w psychikę tej postaci, ponieważ sam Tatsumi nie ma
pojęcia, co się z nim dzieje. Tak jak organizm zaczyna bronić się
przed infekcją, tak i on mimowolnie barykaduje się za wściekłością,
furią, sprawiającymi innym ból słowami. Im bliżej jesteśmy
końca serii, tym gwałtowniejszy się staje, niczym diabeł w czasie
egzorcyzmów. I to właśnie sprawia, że „Zakochany tyran” wciąż
jest tytułem wyjątkowym, w którym bohaterowie ewoluują w miarę
ukazywania się kolejnych części.
Pisząc o Tatsumim w kontekście
siódmego tomu, nie można pominąć niezwykle istotnego tematu,
jakim jest zazdrość, na którą nasz bohater tak naprawdę nie jest
gotowy. Do tej pory, problem ten dotyczył w głównej mierze
Morinagi, co było całkiem zrozumiałe. Teraz zazdrość staje się
udziałem Souichiego i jak wszystkie odczuwane przez niego emocje,
jest silna, gwałtowna i niemal szalona. Wyobraźcie sobie
zazdrosnego choleryka. Czy nie kojarzy się Wam to z fajerwerkami
wybuchającymi w zamknięty pomieszczeniu? Właśnie w taki sposób
oddała ten problem Hinako Takanaga i sądzę, że zrobiła to
naprawdę wiarygodnie. Nasz bohater i bez tego był wulkanem złości,
zaś teraz wprost strzela w twarz śrutem przykrych słów i wydaje
się nie mieścić w sobie całej tej wściekłości, jaką budzi w
nim zazdrość. Tym samym, „Zakochany tyran” zamienia się w
szalejące tornado emocji, a o optymizmie i humorze możemy na
dłuższą metę zapomnieć. Jeśli chcecie wiedzieć, w jaki sposób
autorka postanowiła poskromić ten bezlitosny żywioł, musicie
sięgnąć po ten i następny tom. Nie będziecie żałować!
Patrząc na tę część naszej
historii zastanawiam się poważnie, gdzie się podziała ta zabawna
komedia z elementami dramatu, którą do tej pory czytaliśmy. Role
się odwróciły i teraz to dramat dominuje. A wszystko dlatego, że
to, co wydawało się poukładane, nagle zaczyna się rozsypywać,
jak ciężko chory człowiek, który przed śmiercią czuje się
lepiej by niespodziewanie odejść z tego świata. W „Zakochanym
tyranie” jest to naprawdę spora zmiana i raczej nie mogliśmy się
tego spodziewać, choć czasami było już ciężko i Morinaga musiał
swoje wycierpieć. Przyznam jednak, że swoistym ostrzeżeniem
dotyczącym tonu siódmej części z pewnością jest okładka, na
której rzucają się w oczy smutne miny bohaterów. Osobiście
zwróciłam na to uwagę od razy, jednakże nie spodziewałam się,
że będzie na tyle poważnie i tak przygnębiająco. Do tej pory
pojawiały się już większe lub mniejsze elementy dramatu, które
teraz nałożyły się na siebie i prawdę mówiąc, jest to naprawdę
mocna strona tego tomu, chociaż niecodzienna i w konsekwencji,
czytelnik niewątpliwie czuje się trochę nieswojo, kiedy nagle
uśmiech spełza mu z twarzy.
Niemniej jednak, autorka posłużyła
się również połowicznym kontrastem dla tych depresyjnych
wydarzeń, jako że w życiu Morinagi zaczyna układać się to, co
od lat było w rozsypce. Problemy znane czytelnikowi z poprzednich
tomów „Zakochanego tyrana”, gdzie były one naszkicowane, znowu
stają się dominującym elementem, z tą różnicą, że teraz
pozwalają zamknąć pewien bolesny rozdział życia. Tak
przynajmniej powinno być, gdyby nie mały szkopuł – wspomniane
już przeze mnie problemy. Tym samym, pozytywny składnik tomu jest
słodko-gorzki, co również oddala od nas wspomnienie wcześniejszych
zabawnych części. Mangaka ostrzega nas poprzez to, że potrafi
tworzyć także dołujące historie, toteż powinniśmy mieć się na
baczności.
Reasumując, w siódmym tomie czytelnik
otrzymał od Hinako Takanagi coś zupełnie innego, niż do tej pory,
a przy tym nie może narzekać na nudę, ponieważ bogata w emocje
intryga miłosna zaogniła się naprawdę poważnie. Ton mangi
wykonał zwrot o 180 stopni i przyznam, że żadna z wydanych
wcześniej części nie kończyła się tak emocjonująco i
dramatycznie jak ta. Tym samym, jest to jeden z najlepszych tomów.
Autorka w tym tomie poddała pod wątpliwość wszystko co działo się do tej pory, z reguły czytelnik na takim etapie wydania widzi już tylko super urocze relacje i wszystko się układa, a tutaj wręcz przeciwnie... bohaterowie mogliby się nawet rozstać! Przeżycie ich związku nie jest oczywiste i to najbardziej mi się podobało, nic nie jest pewne. :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą. Im bliżej końca, tym większego spokoju i słodyczy spodziewa się czytelnik, a tutaj otrzymuje coś zupełnie innego. W tym tomie autorka atakuje związek dosyć poważnie. Tego zazwyczaj się nie spodziewamy.
Usuń