poniedziałek, 5 października 2015

Zakochany tyran tom 9 - Hinako Takanaga





Tytuł: Zakochany tyran
Tytuł alternatywny: Koi Suru Boukun, The Tyrant Who Falls in Love
Autor: Hinako Takanaga
Tom: 9
Wszystkich tomów: 9
Stan aktualny (JP): seria powstająca
Wydawnictwo: Kotori
Liczba stron: 240
Ocena: 4+/6



Po lekturze poprzedniego tomu „Zakochanego tyrana”, część czytelników mogła sądzić, że między różną od siebie jak ogień i woda dwójką bohaterów wszystko zaczęło się w końcu układać. Jakby na to nie spojrzeć, wyznania miłości i wzajemna akceptacja to zobowiązujące gesty, które w wielu tytułach prowadzą do zakończenia serii. Hinako Takanaga miała jednak inne zdanie na ten temat, skoro podarowała nam kolejną część miłosnych wzlotów i upadków tyrana oraz masochisty. Zobaczmy więc, co takiego znajdziemy w dziewiątym tomie serii?

Morinaga to niewątpliwie typ człowieka, który nigdy nie uczy się na błędach. Wracając do domu po dłuższej nieobecności, kolejny raz daje się ponieść marzeniom i rozbija się o gruby mur rzeczywistości, której wyznacznikiem jest jego zapracowany kochanek. Młodszy mężczyzna liczył na gorące, tęskne powitanie, ale zamiast tego był zmuszony zabrać się ostro do pracy i pomóc Souichiemu w jego projektach badawczych. Pragnąc ułatwić życie ukochanemu senpaiowi, Morinaga inicjuje rozmowy kwalifikacyjne mające za zadanie wyłonienie z tłumu chętnych, najbardziej przydatne i kompetentne jednostki. Okazuje się jednak, że nie wszystko jest tak różowe, jak początkowo wydaje się ślepemu z miłości studentowi, toteż problemy znowu wiszą nad z takim trudem wywalczonym uczuciem.

Będę z Wami całkowicie szczera i zdradzę, że czytając ten tom „Zakochanego tyrana” czułam pewną irytację, która była spowodowana wręcz irracjonalnym w tej chwili zachowaniem Morinagi. Jego związek z Souichim zdecydowanie przeszedł na wyższy poziom, a jednak ten niecierpliwy i pełen wątpliwości chłopak niczego się nie nauczył, niczego nie zrozumiał, wciąż jest taki, jakim był na początku serii. Po wydarzeniach poprzedniego tomu, czytelnik ma pewność, że między tą dwójką zaiskrzyło na poważnie, a jednak Morinaga wciąż jest tak bardzo niepewny wzajemności swoich uczuć, że zakrawa to na obrazę dla Souichiego. Pojawia się więc pytanie: „ileż można?!”. Miejscami mamy wrażenie, że wszystko to już kiedyś po prostu przerabialiśmy, a manga nie ruszyła wcale do przodu. I chyba tak właśnie jest z punktu widzenia tego nieszczęsnego masochisty, będącego przypadkiem beznadziejnym. Dla czytelnika jest to niewątpliwie ciężki orzech do zgryzienia, chociaż przyznaję, że dla tomiku jest pewien ratunek, a zawdzięczamy go osobie, po której niekoniecznie mogliśmy się tego spodziewać.


Tak się bowiem składa, że wyraźny kontrast dla Morinagi stanowi w tej części Souichi. To w nim zaszła ogromna zmiana, która zdecydowanie wychodzi „Zakochanemu tyranowi” na dobre. Bohater, którego bez wątpienia można było uznać za najtrudniejszego do ukształtowania, uległ uczuciowej ewolucji w stopniu nie tyle znacznym, co nawet niewyobrażalnym. Okazuje się, że w tym tomie nasz porywczy Tatsumi dorósł pod wieloma względami. Nie tylko jest w stanie zaakceptować swoje uczucia, ale także potrafi w miarę spokojnie podejść do wyimaginowanych problemów Morinagi. Myślę więc, że to właśnie postać tytułowego tyrana robi w „dziewiątce” największe wrażenie i zasługuje na słowa pochwały. Obawiam się, że gdyby nie on, historia głównej pary tej serii nie miałaby nam tym razem zbyt wiele do zaoferowania.

Sądzę jednak, że warto zauważyć, iż ten tom „Zakochanego tyrana” wydaje się miejscami nawiązywać do pewnej myśli znanej zapewne wielu czytelnikom, ponieważ pochodzącej z „Małego Księcia”. Chodzi o konsekwencję uczucia, które obudzi się w innej osobie, a dokładniej o odpowiedzialność za rozbudzaną w innych miłość. Przyznam, że bardzo podobało mi się wdrożenie tej myśli do historii, która zyskała dzięki temu przekaz, którego wcześniej zdecydowanie nam brakowało. Co więcej, autorka podkreśliła dzięki temu różnice między dziecinnym Morinagą i doroślejszym w tej części Souichim, a to na pewno możemy zaliczyć do niewątpliwych plusów tego tomiku. Jak widać, nie jest tak zły, jak może się nam miejscami wydawać.

Przejdźmy jednak dalej, ponieważ muszę z całą powagą przyznać, że największym cudeńkiem tego tomiku jest uwielbiana przeze mnie historia brat Morinagi oraz jego przyjaciela z czasów młodości. Kunihiro i Masaki stanowią naprawdę interesującą parę, o której uwielbiam czytać, toteż ich obecność w „dziewiątce” jest dla mnie po prostu zbawienna. Tak naprawdę, ta drugoplanowa dwójka stanowi obiekt największej ewolucji bohaterów, a przecież pojawia się w serii stosunkowo rzadko. Tym bardziej zasłużyła więc na naszą szczególną uwagę. Odważę się nawet stwierdzić, że w tym tomie, Kunihiro i Masaki oferują nam zdecydowanie więcej, niż Morinaga i Souichi. Ten opowiadany na boku, słodko-gorzki romans kręci się wokół tematu poszukiwania i akceptacji siebie oraz innych, podejmowania ryzyka, przeglądania na oczy, dotąd niemożliwego spełniania marzeń. Wierzcie mi, dla tej historii naprawdę warto przeczytać dziewiąty tom „Zakochanego tyrana”.

Podsumowując, ten tomik mangi do najlepszych wprawdzie nie należy, ale ma w sobie elementy, które czynią go wyjątkowym i wartym naszego cennego czasu. Opowiadana przez Hinako Takanagę historia tyrana i masochisty trwa nadal, choć porusza się w ślimaczym tempie, ale jest za to wzbogacona o pełen głębi i pasji romans, który wywołuje na twarzy czytelnika melancholijny niemal uśmiech. Nie powinniśmy więc poprzestawać na poprzedniej części, która z powodzeniem mogłaby stanowić zgrabne zakończenie serii. Autorka ma nam jeszcze coś do zaoferowania i sądzę, że warto pozostać z tym tytułem na dłużej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz