Tytuł: Rewolucja według Ludwika
Tytuł alternatywny: Ludwig Kakumei
Autor: Kaori Yuki
Tom: 1
Wydawnictwo: JPF
Liczba stron: 184
Ocena: -5/6
Kaori Yuki znana jest już polskiemu
czytelnikowi z wydanej przez J.P.Fantastica serii Angel Sanctuary,
która porusza trudną tematykę kazirodczej miłości i zestawiała
ją z piekielno-niebiańskim dramatem. Bogata w detale kreska
mangaki, jej piękne kobiety oraz często urodziwi mężczyźni mają
w naszym kraju zarówno licznych zwolenników, jak i grono
przeciwników, a zapewne obie te grupy powiększają się o nowych
członków właśnie teraz, kiedy Kaori Yuki znowu pojawiła się na
naszym rynku, co pozwala na poznanie jej osobom, które wcześniej z
jakiś powodów nie miały z nią do czynienia. Przyznam, że
informacja o wydaniu Rewolucji według Ludwika
bardzo mnie ucieszyła, chociaż jednocześnie żałuję, iż tytuł
ten pojawił się u nas tak późno. Czy nasz rynek mangi,
zdominowany przez tytuły świeże, nie zawsze ambitne, jest gotowy
na jej powrót? Cóż, na to pytanie może odpowiedzieć nam tylko
Wydawnictwo.
Dawno, dawno temu, za górami, za
lasami, za siedmioma rzekami, czyli po prostu wszędzie i nigdzie, w
pewnym królestwie żył sobie urodziwy, leniwy, zupełnie
nieprzydatny książę imieniem Ludwik. Natura obdarzyła go niemal
kobiecą urodą, potwornie wielkim ego i okropnym charakterkiem, co
doprowadzało do pasji jego ojca. Któregoś dnia, król nie
wytrzymał i postanowił wyrzucić syna z domu stawiając mu
ultimatum: jeśli chce wrócić to tylko z żoną. I tak, nasz
uciążliwy książę w asyście swojego wiernego sługi, Wilhelma,
wyrusza w podróż po odległych królestwach w poszukiwaniu
kandydatki na żonę. Okazuje się, że tych nie brakuje: piękna
królewna o skórze białej jak śnieg, ustach czerwonych jak krew i
sercu czarnym jak heban; uśpiona od lat piękność spoczywająca w
chronionym przez czary zamku; urocza, cycata dziewczyna, którą
ojciec pragnie wydać za wzbudzającego lęk Sinobrodego. Panie i
Panowie, rolnik... tfuj! książę szuka żony!
Bracia Wilhelm i Jacob Grimm spisali i
wydali swoje baśnie na początku XIX wieku, a ich odbiorcami mieli
być dorośli, co naturalnie miało wpływ na formę poszczególnych
historii, jak i na ich zakończenie. Wydane przez nich baśnie
bezsprzecznie zapewniły im swoistą nieśmiertelność, jako że
właśnie za ich sprawą są oni dziś znani każdemu, bez względu
na wiek czy płeć. Niemniej jednak, współcześnie Baśnie Braci
Grimm są na ogół uważane za zbiór historyjek z morałem,
które rodzice czytają dzieciom do snu, zaś prawdziwy przekaz
poszczególnych baśni został zatracony. To przykre, jednakże jest
dla nas nadzieja, ponieważ coraz częściej powraca się do tematu
prawdziwego znaczenia tych historii, zaś twórcy czynią z nich
fundament swoich własnych dzieł – książek, filmów, seriali.
Podobnie baśnie potraktowała Kaori Yuki, która powróciła w nich
do tematyki seksu, nienawiści, gry psychologicznej oraz śmierć, a
więc znalazła się dużo bliżej oryginału niż chociażby Walt
Disney. Przyznaję, że dla mnie jest to niezwykle istotnym elementem
Rewolucji według Ludwika,
jako że prawdziwe znaczenie baśni oraz ich współczesne wersje to
moja ogromna słabość.
Teraz może ociupinkę o głównym
bohaterze serii i jego zwierzaczku, czyli o samym księciu Ludwiku
oraz o jego wiernym służącym. Przede wszystkim należy oddać
mangace cześć za sposób, w jaki stworzyła księcia. Jego uroda,
sposób ubierania się, podejście do życia, a nawet bardzo
wyjątkowe zainteresowanie kobietami (o ile można je jeszcze nazywać
kobietami) są tym, co przyciąga czytelników do Ludwika, ale
jednocześnie może szokować i wywoływać oburzenie u zapalonych
katolików, którzy niechybnie dojrzą w Ludwiku
esencję tego z czym aktualnie walczą. Tak czy siak, mi jego
ekscentryczność i wyjątkowość w pełni odpowiadają, a muszę
zauważyć, iż Ludwik jest postacią, która silnie kojarzy mi się
z serialowym Sherlockiem Holmesem z BBC – tak, to ten psychicznie
niestabilny typ, który rozkręca historię i czyni ją bardziej
interesującą. Zresztą, serialowy John Watson również ma swoje
mangowe odbicie, które dostrzeżemy w Wilhelmie – poczciwym
nieszczęśniku, bez którego nasz bohater zwyczajnie by się w tym
świecie zagubił. Cóż, nasz służący niewątpliwie jest kimś
ważnym dla księcia, ale na chwilę obecną nie wnosi niczego do
historii. Mimo wszystko, da się go lubić i na pewno mógłby mieć
swoje prawdziwe pięć minut w Rewolucji według Ludwika.
Warto również zauważyć, iż zarówno ten duet, jak i inne
pojawiające się w mandze postaci są źródłem sporej dawki
humoru, którego nie spodziewałam się tutaj znaleźć. Czy wychodzi
to mandze na dobre? Raczej wstrzymam się z odpowiedzią.
A teraz chwilka dla filozofii życia,
czyli: dar versus genetyczne dziedzictwo, ciężka praca.
Kaori Yuki jako jedna z naprawdę nielicznych osób porusza ten
temat, za co należą jej się wielkie brawa, nawet jeśli traktuje
go raczej wybiórczo. Po pierwsze, w jednym z rozdziałów Ludwika
widzimy zestawienie „prezent” vs. genetyka.
Mangaka wydaje się traktować to w swojej mandze jako dwie zupełnie
różne od siebie rzeczy, ale przyznam, że dla mnie to jedno i to
samo. Nie oszukujmy się, nad swoim genetycznym dziedzictwem wcale
nie pracujemy, ale zwyczajnie otrzymujemy je od rodziców. Jeśli w
rodzinie każdy był zniewalający i szczupły, to dziecko nie ma po
kim odziedziczyć fizjonomii niedźwiedzia. Jaki jest więc sens w
podziwianiu kogoś kto zwyczajnie nie może być brzydki sam z
siebie? I idąc dalej tym tropem, jeśli podałeś/aś się do tego
mniej urodziwego rodzica to nie zmienisz tego, ale możesz to
poprawić. Jeśli zdołasz brzydotę lub przeciętność zamienić w
coś przyjemniejszego dla oka, to właśnie wtedy zasługujesz na
uznanie. Wtedy dopiero podziw ma sens. Wiąże się to z drugą
stroną poruszanego przez autorkę tematu, czyli dar vs.
ciężka praca. I tutaj mogę przyznać Kaori Yuki rację, gdyż
wyniki w nauce i praca nad intelektem w o wiele większej mierze
zależą od indywidualnych starań człowieka. Można być w prawdzie
bardziej lub mniej utalentowanym, ale w każdym przypadku zaczyna się
i tak od zera. Jako przeciętniak od a do z po prostu musiałam
zwrócić na to uwagę i chwała niech będzie mangace za to, że
stworzyła bohaterkę, która przejmuje się takimi sprawami.
Na koniec wielkie „hę?!” tego
tomu, a więc pytanie: czy nasz szukający żony Ludwik naprawdę się
zakochał? Podejrzewam, że część osób może temu zaprzeczać,
inni pewnie woleliby przychylić się do tej bardziej romantycznej
wersji. Osobiście mogę tylko skrzywić się na myśl o takim
niepotrzebnym sentymencie u głównego bohatera i odetchnąć z ulgą
na myśl o jego prawdopodobnej wybrance, chociaż zdecydowanie wolę
nie zakładać niczego i pozostać na neutralnym gruncie. Zresztą,
bardziej odpowiada mi obraz Ludwika jako zwyczajnego zboczeńca, niż
nawróconego na wiarę w miłość nieszczęśnika. Jasne, nasz
przewrotny książę jest postacią, w której można dostrzec pewną
głębię, bez problemu zwrócimy uwagę na jego samotność, z którą
walczy za pomocą Wilhelma, ale może wielkie miłości to drobna
przesada jak na początek? To po prostu do niego nie pasuje, nawet
jeśli historia tego romantycznego uniesienia naznaczona jest
dramatem. Ale sami przekonajcie się, o co mi chodzi! W końcu może
się okazać, że to tylko ja narzekam.
Mając wszystko to na uwadze,
przyznaję, po Rewolucji
według Ludwika spodziewałam się trochę więcej,
jako że oczekiwałam dramatu, którego miejsce w rzeczywistości
zajmuje komedia. Mimo wszystko, nie narzekam, jako że na pewno nie
zrezygnowałabym z tej krótkiej serii. Ma ona bowiem swój wyjątkowy
klimat, na który składa się czarny humor, mroczna, poważna
tematyka oraz przyjemna dla oka kreska mangaki. Całość prezentuje
się więc dobrze i na pewno warto poświęcić jej czas oraz
„wnętrzności” portfela.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz