Tytuł: Seven Days
Podtytuł: Friday - Sunday
Autor: Rihito Takarai (rysunek), Venio Tachibana (scenariusz)
Tom: 2 (ostatni)
Wydawnictwo: Kotori
Liczba stron: 206
Ocena: 5/6
Miłość może być nieodwzajemniona, ale nie niemożliwa, jak długo dwoje ludzi żyje i może się ze sobą związać, jeśli tylko wiatry będą sprzyjające – powtarzała moja pani profesor od literatury francuskiej ilekroć temat trudnego uczucia pojawiał się na zajęciach. Jeśli przyjmiemy, że ta doświadczona, wykształcona kobieta ma rację, zauważymy, że nic nie stoi na przeszkodzie, by spróbować sięgnąć odważnie do naszych uczuć i postawić pewny krok na drodze ku miłości. Przecież bezczynne czekanie nie przyniesie żadnego efektu, podczas gdy działanie może spełnić marzenia.
Do końca spędzanego wspólnie tygodnia zostało niewiele czasu, a to oznacza, że lada chwila siedmiodniowy związek Seryou i Shino odejdzie w zapomnienie. Tak przynajmniej przypuszczają, toteż obaj mają świadomość uciekającego szybko czasu, co nie pozwala im cieszyć się należycie spotkaniami, randkami, spędzanymi we dwoje chwilami. Zostały trzy dni, które mogliby wykorzystać do ostatniej sekundy, ale wystarczają dwa bilety do kina, wahanie i niewypowiedziane słowa, by cała radość Shino wyparowała, zaś jego negatywne emocje pociągnęły za sobą Seryou, który pozwala płynąć swoim nieodgadnionym myślom. Ich pragnienia mijają się bezustannie, chociaż już na pierwszy rzut oka widać, że są takie same. Czy dwójka chłopców zabłąkanych w świecie niespodziewanych uczuć zdecyduje się w końcu powiedzieć głośno, co do siebie czuje?
Pierwszy tom „Seven Days” pozwolił nam poznać dwójkę głównych bohaterów, zrozumieć czego szukają w drugim człowieku oraz towarzyszyć im podczas wspólnej dobrej zabawy w pierwszych dniach ich spontanicznego związku. Właśnie pod tym ostatnim względem, drugi tom mangi jest zdecydowanie inny, jako że jego klimat staje się odrobinę cięższy i mroczniejszy, historia skupia się na niewypowiedzianych uczuciach, zaś bohaterowie zatracają się w myślach o przyszłości, którą widzą w ciemnych barwach. Nawet w sytuacjach, które wręcz proszą się o odrobinę słodyczy i radości, któryś z chłopców pozwala płynąć swoimi melancholijnym, raczej pesymistycznym myślom, a te wystarczają by zburzyć spokój i rozgonić pozytywną atmosferę. Tym samym, całości tego tomiku towarzyszy niejako nastrój zadumy, wywołany przez nieznane do końca czytelnikowi myśli bohaterów, oraz wyczekiwania, gdyż ich uwaga skupia się wokół przyszłego tygodnia, kiedy to ich związek będzie tylko bolesnym wspomnieniem, jak wydają się sądzić.
Myślę, że warto wspomnieć, iż budowaniu tego „gęstego” klimatu sprzyja przede wszystkim dwójka głównych bohaterów, którzy uświadamiają sobie swoje uczucia, ale zamykają je szczelnie wewnątrz siebie i nie chcą zdradzić nikomu swojej ukrytej przed światem tajemnicy. Ich rozmowy opierają się w dużej mierze na niedopowiedzeniach, przemilczanych faktach, domysłach i nawet czytelnik ma do nich ograniczony dostęp, przez co musi zaufać swojej intuicji oraz temu, co jest w stanie wyczytać z sytuacji przedstawionych w mandze, z mimiki twarzy. Co więcej, w tym tomie Shino i Seryou przypominają dwie miotane wiatrem łódki, które boją się dopłynąć do przystani, w której mogłyby przeczekać sztorm. Tym samym, chłopcy zbliżają się do siebie, gwałtownie odsuwają, działają chaotycznie. Pod pewnym względem, są w tym chaosie bardzo prawdopodobni, realni i ludzcy. Dwóch desperacko spragnionych miłości nastolatków, którzy z niespodziewanie odnajdują to, czego szukali, ale nie mają pojęcia, co myśli ta druga połówka. Mało tego, każdemu z nich wydaje się, że tylko on podchodzi o tego związku na poważnie, zaś dla tego drugiego jest to tylko zabawą. Nic więc dziwnego, że im bardziej angażują się w związek, tym poważniejsza staje się manga.
Jest jednak pewien element, który nie zmienił się od poprzedniego tomu, a chodzi o dotykający przede wszystkim Shino temat akceptacji. Chłopak o słodkiej buźce i nieodpowiadającym jej charakterze skazany jest na bezustanny zawód miłosny, ponieważ każda dziewczyna ocenia go po wyglądzie, a następnie odrzuca z powodu tego, jaki jest. Nagle jednak trafia na kogoś, kto w pełni go akceptuje, przyjmuje jego wady i zalety, a nawet okazuje się wszystkie je lubić. W ten właśnie sposób, zauważamy, że najwyraźniej prawdziwa akceptacja wymaga odpowiedniej osoby, kogoś wyjątkowego. Jednocześnie widzimy, że wraz ze znalezieniem tego brakującego składnika w związku, pojawia się prawdziwe uczucie. Nie chodzi jednak o zależność jednego faktu od drugiego, ale o pewną pełnię, jaka wiąże się z miłością. Kiedy wszystkie fragmenty układanki są na swoim miejscu, dopiero wtedy można dostrzec piękno obrazu, który tworzą. Takie są uczucia Shino, takimi zostają nam przedstawione.
Innym stałym elementem, który wiąże się tym razem z osobą Seryou, jest całkowity brak zrozumienia ze strony innych osób. Wcześniej mogliśmy zaobserwować to w zachowaniu i słowach Shino, a teraz Venio Tachibana powraca do tematu by kolejny raz uświadomić nam, jak bardzo raniony tymi nieporozumieniami w dalszym ciągu jest Seryou. Jego plan, choć kontrowersyjny i źle odbierany, zadziałał doskonale. Tylko, co z tego, kiedy chłopak nie potrafi odpowiedzieć na nieświadomie stawiane mu zarzuty bycia pleyboy’em? Jego milczenie prowadzi do chaosu, który daje się we znaki nie tylko jemu. Może oszczędziłby bólu sobie i partnerowi, gdyby tylko nauczył się mówić o swoich planach, zamierzeniach, uczuciach, zamiast magazynować je w sobie. Ale właśnie takim stworzyła go mangaka, takiego zamknęła w ślimaczej skorupce i przyznaję, że jest on przez to najtrudniejszą do rozszyfrowania postacią mangi, a zarazem najbardziej tajemniczą. W końcu jego miłosna przeszłość wcale się nam nie rozjaśnia, tak jakbyśmy tego chcieli. Co ostatecznie łączyło go z dziewczyną brata? Niestety, szczegółów możemy i ze świecą szukać, a i tak ich nie znajdziemy.
Podsumowując, „Seven Days” to manga opowiadająca przede wszystkim o poszukiwaniu akceptacji i miłości, w najmniej oczekiwanych miejscach, o uczuciach pojawiających się bez ostrzeżenia, wykraczających poza rozsądek i dotychczasowe przyzwyczajenia. Co więcej, w pewnym stopniu uzmysławia nam, że nie możemy szufladkować siebie i innych, ponieważ nigdy nie wiemy, w kim tak naprawdę przyjdzie nam się zakochać i kiedy to nastąpi. Po co więc zamykać się na szansę odnalezienia szczęścia? Czegokolwiek byśmy jednak nie dostrzegli w tym tytule, „Seven Days” uważam za jedno z najbardziej wartych przeczytania shounen-ai na naszym rynku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz